Wszystkiego najlepszego z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet!
A że nauczam języka – wpadłem na pomysł, żeby opowiedzieć Wam ciekawostkę co do użycia zaimka SHE, czyli ona.
Jak wiecie – w przeciwieństwie do języka polskiego – w angielskim większość RZECZY nie ma przypisanego rodzaju męskiego czy żeńskiego. Mówimy o nich “it”. Nie ma TEJ wiertarki, czy TEGO młotka, i jest to zasada, która w miarę łatwo przychodzi kursantom.
Oczywiście są od tego wyjątki, no bo jakżeby, kurcze, inaczej. W tym jednak przypadku przyznacie, że wyjątki są – powiedzmy – zdroworozsądkowe. Bo mimo, że zwierzę to IT, czyli TO, jak moglibyśmy odnieść się do naszego ukochanego kotka czy pieska jako TO? Jeśli pojawia się mocne zaangażowanie emocjonalne mamy tendencję przypisywać rzeczom i roślinom cechy ludzi i – co za tym idzie – zauważać ich płeć. Więc nasza suczka to ONA, a nasz kotek to ON.
Podobnie z bóstwami w różnych religiach – boginie, mimo że nie są ludźmi sensu stricte, będą kobietami. Bogowie będą facetami. Nawet z tym nie dyskutujmy, żeby nikogo nie zdenerwować.
I teraz romantyczna ciekawostka z okazji Dnia Kobiet. Czy wiedzieliście, że okręty i żaglowce przez większą część historii języka angielskiego też miały rodzaj żeński? Marynarze odnosili się do swoich żaglowców używając zaimków SHE/HER.
Dlaczego? Jedni odnoszą tę tradycję do matczynej opiekuńczości i zaufania, jakim marynarze obdarzali niosące ich okręty. Mówiono się, że skoro marynarze oddają służbie na żaglowcach całe serce i poświęcają życie, to z pewnością muszę one mieć duszę kobiety. Jeszcze inni buńczucznie odnosili się do kobiecej zmienności i nieprzewidywalności. Z kolei następni wskazywali, że Posejdonowi, jako dżentlemenowi, trudniej przychodzi skrzywdzenie damy…
Od około 20 lat coraz częściej widać odchodzenie od tej tradycji. Być może ma to związek z polityczną poprawnością w tej warstwie językowej, może z coraz większym bałaganem w użyciu zaimków osobowych (słynna sprawa z dobrowolnym “wybieraniem” sobie zaimków pasujących do naszej tożsamości płciowej…). Niemniej jednak nawet duże magazyny żeglarskie przechodzą już do zaimka “IT”. Ale tradycja była i – moim zdaniem – była bardzo ładna.
Oczywiście w tradycji marynarki brytyjskiej wierzono również, że kobieta na pokładzie przynosi okropnego pecha i zakazywano się kobietom służyć na statkach Jej Królewskiej Mości, ale to już zupełnie inna sprawa. Podobnie jak i ta o słynnych kobietach-piratach, które z sukcesem dawały łupnia kapitanom-mężczyznom i nie przejmowały się jakimś wymyślonym pechem.
Wszystkiego najlepszego dziewczyny, nie dawajcie się zamykać w żadnych ramach! No i uczcie się angielskiego jakby jutra miało nie być!